Komentarze: 0
czytam blogi pań w nadziei, iz może zdecyduję się kiedyś na zakup kremów. no może nie sobie, mi już nic nie pomoże, ale na Jamajce też są święta i wypadałoby kupić coś na gwiazdkę bliskim i przyjaciołom. i ta cholerna gorączka zakupów, brrrr dobrze, że mogę zawsze posłać wnuki do jakiegoś sklepu i nie muszę dzięki temu stać w kolejkach. aż mi się buzia śmieje gdy przypomnę sobie śniadania w przydroznych kolumbijskich "barach", które odwiedzałam wieki temu.
czytam te wywywnętrzniania się na forum i przypomniałam sobie jak się wcurwiałam, gdy matka robiła mi problemy gdy chciałam się spotkać się z moim lubym, co jednak nigdy nie było równoznaczne, że był to również wymarzony luby przez moich rodziców. głupia gęś zawsze miała dylemat czy pójść na spotkanie ze swoim chłopakiem czy siedzieć bezproduktywnie w domu, ale po prostu w nim być. on nie miał studiów, miał zapalenie opon mózgowych, on jest taki siaki nijaki... a ja? a ja go po prostu kochałam, ale ten argument do nich nigdy nie docierał
a potem? umawiałam się z nim, ale jedno słowo maaaattki, a ja zmienialam zdanie i de facto randka sie nie odbywała. i jaki morał z tego? że byłam straszną dupą wołową! tak, najnormalniej w świecie zagłuszałam swoje uczucia ze strachu.
wniosek: na starość wąsy każdemu wyrosną, a serce nie sługa i zawsze boleć będzie.